20.10.2019

Trochę urbex, a trochę nie... czyli gruz, cmentarz i tor mtb (20.10.2019)


Tym razem powinienem opowiedzieć o czymś, co rzeczywiście było celem mojej drogi rowerowej, w której – tak jak lubię – nagrodą za wysiłek fizyczny i ruszenie się z miejsca jest cokolwiek z aspektem nagrody wizualno-historyczno-mniejlubbardziejprzykrej albo przyrodniczej. A jednak tak się nie stanie. Po wielu miesiącach [nadal piszę spóźniony o rok, ale w końcu nadgonię] odważyłem się zerknąć na to, co wtedy nagrałem. Porażka. Postanowiłem w najbliższym czasie wrócić w to samo miejsce i tym razem postarać wznieść coś przynajmniej o piętro wyższego. I nie powinno być problemu, gdyż – o ile wierzyć powszechnie znanym porzekadłom – od dna można się tylko odbić. Oczywiście zachodzi obawa, iż tak jak w trybie creative gry Minecraft można przebić się przez najtwardszą ze skał (macierzystą? bedrock?), tak i w przypadku szlajania się po zaroślach, zapewne istnieje szansa osiągnięcia drugiego dna lub przebicia się przez to drugie (z pominięciem metafor) i lotu w absolutną pustkę. Ta czasem kusi, ale lubię ten blog, lubię raz na jakiś czas wybrać coś z tras przemierzanych rowerem i zostawić po nich niewielki ślad. Niedawno ktoś zadał mi pytanie, czy mam z tego pieniądze. Nie, nie mam. I tak jak smutno jest nie mieć ich wcale, tak równie niewesoło, przynajmniej według mnie, jest przeliczać każdy swój ruch na nominał. Rowery i amatorskie kolarstwo są moją wieloletnią pasją, podobnie jak kilka innych. Niektóre łączą się z moją pracą, a inne nie. Z niektórych coś czasem skapnie, z innych nic nigdy. Czy przez to są mniej wartościowe? Współcześnie pewnie tak, ale zupełnie na to gwiżdżę. To swego rodzaju pamiętnik mojej cyklozy, a nie cykl odcinków z podanym numerem konta i hasłem: Ludzie! Pomóżta, bo inaczej zamilknę. A to milcz, do cholery, i nie psuj atmosfery.

Zboczyłem z tematu. Wracamy na drogę. Podobnie jak książki znajdują czytelnika, a niekoniecznie czytelnik książki, tak też bywa w przypadku innych spraw, na których skupiamy uwagę. Wiem, że w jakimś stopniu zahaczam o urbex, ale to dzieje się mimowolnie, bo opuszczone miejsca ciekawiły mnie praktycznie od zawsze. W czasach, gdy nikt nie słyszał o takim słowie, a tym bardziej niezliczonej ilości kanałów na YouTube, nieraz zdarzało mi się wejść a to na teren opuszczonej cegielni (mam w planach na nią powrócić – to chyba był mój pierwszy, nieuświadomiony "urbex" w życiu; zresztą nadal tak tego nie nazywam, choćby dlatego, że dla mnie nie jest to podstawą ruszenia się z miejsca), a to oddalić się od grupy i samotnie pobłądzić w XIX-wiecznych koszarach i żołnierskich izbach Twierdzy Modlin. Doświadczał tego praktycznie każdy, kogo choć czasem interesowało coś albo posiadającego walory historyczne, albo właśnie te inne, bliżej nieokreślone, ale kuszące ludzką tendencją do pójścia za ciekawością i przyjemnością z pewnej dozy przestrachu.

Znów skręciłem w boczną ścieżynę, lecz tematycznie związaną z tym, co za chwilę. Finał wyprawy był naprawdę ciekawy, ale tak jak zapowiedziałem, do niego wrócę i nagram całość lepiej, zaś niemal przypadkowy skręt w ulicę Czarną (pierwszy raz ją ujrzałem i pierwszy raz w ogóle dowiedziałem się, że taka istnieje), poprowadził mnie nad rozległy Staw Godowski (niby wędkarski, ale też jak najbardziej spacerowo-rekreacyjny), a chwilę wcześniej, gdzieś przed przejazdem kolejowym, do zrujnowanego... sklepu. Kompletna nuda. A to, co znalazłem, przesunę na później, niebawem. Na dziś wystarczy. Dobranoc.

M.

PS Coś tam nabazgrałem jeszcze niżej. I spoiler/trailer/thriller/horror/visual lo-fi/c.d.n.

(20.10.2019)


W PIERWSZĄ STRONĘ








Pod tym wiaduktem wyrżnąłem siarczyście na kolarzówce: Imieninowa gleba

 

TOR MTB I JEGO OKOLICE





Gdyby ktoś nie wiedział...
 
Po dwóch stronach tego miejsca się jeszcze pojawię


W DRODZE POWROTNEJ


Za tym oknem, dziś już zabitym, jest niezwykły zabytek. Wejście nierealne.

W tle zakładowa wieża ciśnień
Wyburzane Zakłady Metalowe "Łucznik"

Przy okazji, skoro o tych paskudztwach mowa, przypomniało mi się, że miesiąc wcześniej, a dokładnie 15 września 2019, miałem okazję zerknąć na te nieistniejące już ruiny z nieco bliższej odległości, a tam gdzie na zdjęciu widać ogrodzenie, rósł gąszcz. Daruję sobie większy format, bo i nic tam specjalnego. Ot, beton i łuszcząca się farba, a kilka metrów przed oknami kanał, do którego niemiło byłoby wpaść. Jak jednak wspomniałem, miejsce już zlikwidował czas i koparki.

Zakłady Metalowe, 15.09.2019

W ten sam dzień, czyli 15 IX, wlazłem również do bardzo niemłodego budynku w najstarszej części miasta, ale poza resztkami zainstalowanej tam wagi i piwnicą ze sklepieniem łukowym, nie było tam nic ciekawego. Taki przykład dawnego łączenia muru z belkami jak kiedyś w stodołach i wszechobecny śmietnik. Nuda. Podobnie jak w kilku innych miejscach, czasem z pozoru wydającymi się wartymi zatrzymania, z bliska... wielki ziew. Tak było np. w przypadku domu, który wydawał się interesujący ze względu na dość ciekawą, jak na bardzo skromny budynek, część frontową.  Identycznie jeszcze gdzieś. Poniżej fragmenty takiej niejednej nieudanej łazęgi, uzupełniającej standardowe, rowerowe kręcenie.

14.09.2019

Tragiczny film z wnętrza:

Stary magazyn i piwnica (YouTube)



CMENTARZ, o którym za jakiś czas...



2 komentarze:

  1. Zapytano i mnie o zyski. Jakby niewyobrażalną rzeczą było pojąć, że można coś robić ot tak. Zwyczajnie, za darmo. Mój czas, moje pasje, moja sprawa. WARA. Robiłem co lubię nim nastały internety i cieszyło mnie to tak samo jak dziś. Dla mnie to styl życia, a nie szukanie poklasku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Identycznie. Też wiele spraw i pasji jest ze mną niemal od początku. Niektórym głowom nie da się wytłumaczyć, że można mieć inną głowę. Mnie np. nie przeszkadza to, że ktoś coś publikuje wyłącznie w celach zarobkowych - super, niech mu się wiedzie. Natomiast dziwnym jest narzucanie jednej normy wszystkim. To się nie sprawdza. Dobrego wieczoru i jeśli jutro gdzieś pędzisz, to szerokości!

      Usuń