24.10.2015

Imieninowa gleba... (24.10.2015)


Przeważnie unikam obrażania kierowców i wiem też, że każdy popełnia błędy, a obrzucanie kogoś błotem jest złe i niepotrzebne. Ale buracki i tępy ćwok w srebrnym BMW, który minął mnie kilka centymetrów od przecież i tak wąskiej kierownicy, jadąc na oko ze 100-120 km/h, powinien oddać prawo jazdy i utopić się w szambie, najlepiej na swoim 'podwyrku', we własnych odchodach. Ciesząc się, że żyję, a trzyliterowa marka z trzyliterową rejestracją nie wysłała mnie do piachu, pomykałem dalej. Fatum to jednak fatum i po kilkudziesięciokilometrowej trasie zaliczyłem tak przykry kolarski szlif, że z ulicy zbierała mnie jakaś dziewczyna (dzięki!), a ja po rekonesansie ciała i roweru stwierdziłem, że: wykręciło klamkomanetkę, ale całe szczęście działa (uf...) i doszło kilka rys tu i tam. Gorzej ze mną, bo tak mi wygięło lewą rękę, że cudem nie chrupnęła, a teraz boli jak diabli. Łokieć zdarty do krwi, kolano również, a biodro czy coś na miednicy mam zbite to tego stopnia, że kuleję i z trudem siadam na krześle. Mam nadzieję, że nic nie pękło, bo póki co jesień dość sucha i już mi brak kolarzówki. Nie mam też ochoty iść na prześwietlenie, co chyba jest błędem.

Z boleśnie żałosnym pozdrowieniem
Marcin

PS I jeszcze jedno. Dzisiaj jest Międzynarodowy Dzień Roweru oraz moje imieniny. Niezły prezent. Bez odbioru, a wszystkim kierowcom bez mózgu c#*# w d*^#! 

PPS Kilka dni później za namową Olgi i znajomych trafiłem do lekarza. Przez pół roku nie mogłem normalnie ruszać ręką. Trochę pomogły jakieś lekarstwa i... czas.

(24 października 2015 / M. / szosa)



14.10.2015

Florencja (14.10.2015)


Nazwy miejscowości w Polsce często budzą uśmiech. I gdyby nie to, że jak zwykle dopadła nas ciemność, wpadlibyśmy i do Florencji. Może innym razem.

M.
  [14 października 2015 / Marcin i Karol / szosa (75 km) i mtb (10 km)]

8.10.2015

W stadninie (08.10.2015)


Trochę rowerowo: Karol i jego przybycie do stadniny Stajnia pod Lasem, do której ja dotarłem w inny sposób (teleportacja).

Trochę spacerowo: Karol i jego przymusowa wędrówką po grzybobraniu, ponieważ w drodze powrotnej dosięgnęła go klątwa bożka Kapciaka.

W dużej mierze zwierzęco i dziko: kozy, pieski, kaczki, koniki i koty.


Marcin

(8 X 2015 / ...a na rowerze tylko Karol / mtb)

  

  

  

 

 

  

 

 

 

 

fot. M.K.

3.10.2015

Muzeum Jana Kochanowskiego w Czarnolesie (03.10.2015)


Mistrza Jana, zasłużenie zwanego ojcem poezji polskiej, przedstawiać nie trzeba. Jednak z doświadczenia wiem, że nawet wielu radomian nigdy nie było w Czarnolesie, a przecież z Radomia do Zwolenia jest ok. 30 kilometrów, zaś ze Zwolenia do Czarnolasu też stosunkowo blisko. Mniejsza z tym. Nie każdego fascynuje poezja. Nie każdy słyszał o tym, że czaszka Kochanowskiego prawdopodobnie jest czaszką jego żony Doroty Podlodowskiej z Przytyka. Nie ma też stuprocentowej pewności, że ci ludzie, których po dziesiątkach ekshumacji wreszcie pochowano w krypcie kościoła w Zwoleniu, to rzeczywiście Wielki Jan i jego rodzina. 

Osobiście stojąc na chłodnej posadzce wspomnianej świątyni czy patrząc na resztki zapomnianych grobów obok sklepu spożywczego (nieopodal) czułem pewien niesmak. Ludzie tworzą miliony prac na czyjś temat, uporczywie przekonują innych o czyimś geniuszu, stawiają kolejne pomniki i wydają tysiące biografii, a gdy przychodzi do tak prozaicznych spraw jak uszanowanie miejsca wiecznego spoczynku, doprowadzają do koszmarnych absurdów. 

Lubię też hipotezę o nieistnieniu Urszulki, której symboliczny grób znajduje się w miejscu, gdzie być może rosła słynna lipa. Jeszcze bardziej podoba mi się filologiczna umowa: "poeta nie jest podmiotem lirycznym", którą w przypadku Kochanowskiego i Trenów uporczywie się łamie i zawsze zakłada, że dramat rodzica przeżywa konkretny mężczyzna, czyli Jan Kochanowski autor utworów poświęconych zmarłemu dziecku. Pewnie tak, ale jest to ciekawy wyjątek w skali literatury. Innym odmawia się życia w swych wierszach i z założenia neguje biografizm. A może to i dobrze, bo idąc tym tropem, to taką Szymborską należałoby pośmiertnie sądzić za wiersz Terrorysta, on patrzy, a 3/4 pisarzy fantasy, wszystkich autorów kryminałów i political fiction, a także autorów tekstów death i black metalowych bez mrugnięcia okiem trzeba by zamknąć w pierdlu (tego od szmatławej Gry o tron to naprawdę by wypadało...).

Droga jak droga. Z tego co pamiętam, to trochę się nam dłużyło, jakiś niesympatyczny facet wymachiwał łapskami z samochodu, na scenie w Czarnolesie śpiewaliśmy piosenkę o ufo-jeżu, a w stawie obok zraszała świat wielka sikawka. No i park ładny, cichy, zadbany. Dość. Kropka.
 
 M.

(03.10.2015 / Karol i Marcin / szosa / 120 km)


 

  

 

 

 

  

 

  
Kamień poetyckiego natchnienia
i symboliczny grób Urszulki

 
 
  

Na tej scenie występowaliśmy. Przyszedł pająk
 
 

 






 

 
W nim (podobno) spoczywa Jan Kochanowski

 
Kamień z Golgoty

 
Grób nieznanego żołnierza w Zwoleniu

 

 

  

 

 
Cztery z wielu wystawionych tam prac
uczniów Zespołu Szkół Plastycznych
im. Józefa Brandta w Radomiu

 



fot. MK

Muzeum Jana Kochanowskiego w Czarnolesie:
http://cyfrowyczarnolas.pl/