Jakaż radość wstąpiła we mnie, gdy raptem trzy dni po odkryciu jednych ruin, trafiłem na ślad kolejnych. Oczywiście nie mogłem wyjść w drogę odpowiednio wcześniej, więc od samego początku skazywałem się na ciemność w drodze powrotnej.
Odchodząc od opisywania dróg, od opisywania czegokolwiek, mocno zniechęcony, przejdę do rzeczy. Na miejsce dojechałem trasą zbyt daleką, z Radomia do Pionek, a później za tory i do dworu, ale dzięki temu co pójść w łydy miało, poszło. Dwór oczywiście przeoczyłem, ale coś mnie tknęło, i z 500 metrów za nim pomyślałem, że przecież straszydło jest otoczone drzewami. Tymi wielkimi, już za mną.
I zawsze chwila najpiękniejsza, gdy coś, czego szukam... jest!
Dawny park dworski przedstawia, w porównaniu do ostatnich odkryć, miły widok. Ktoś skosił trawę, a wspomniane drzewa otaczają naprawdę duży plac. Zachodzące słońce (czort z nim, nareszcie), cisza i nieprzyjemny, martwy budynek. Na fotografiach z roku 2011 widać jeszcze drzwi na piętrze, a drzewa wewnątrz są mniejsze.
Chodząc tam, sam, największy żal miałem już nawet nie do niezatrzymywalnego czasu, nie do umierania, nie do Polski i jej ewidentnego braku dbałości o takie zabytki, a do... siebie. Po prostu. O kolarskie spodenki. Gdyby nie one, wdrapałbym się przez okno do środka, ale tam niestety było tak wiele pokrzyw, chwastów, kłujących zad psianek, łobód, zaślanów i wszelkich mętnych roślin (w tym piękne ruderalne przegorzany kuliste), że w krótkich gaciach byłoby to skrajnym masochizmem. Porównywalnym zresztą do perspektywy owych 71 kilometrów w spodniach innych niż rowerowe. Konflikt tragiczny. Może rozwiążę go jesienią, godząc wygodę z pragnieniem wejścia do wnętrza.
Losy dworku ciekawie dobrze opisał dziennikarz ukrywający się pod pseudonimem JaW, zainteresowanych odsyłam więc tutaj:
Był w nim gościem sam Józef Piłsudski. A właściciele to i patrioci, i carski generał-major, tłumiący powstanie listopadowe. I wielu innych ludzi, aż po dziś dzień, gdy tak naprawdę nie ma to znaczenia, a tam pozostanie jedynie cegieł sterta. I resztki drewna. I trochę kamieni.
Taki byłem hardy, a powrót koszmarny - przez łąki, pola i lasem w kompletnej ciemności. Raz nawet prawie się bałem. Było warto. Dobranoc. Przepraszam za chaos.
Marcin
(26 lipca 2019 / sam M. jak zwykle / mtb / 71 km)
Trzy wyżej: ciekawe upamiętnienie króla i jego przygotowań
do bitwy każdemu znanej. Jakoś wcześniej nie rzucił mi się w oczy.
Na starym budynku. Piękne, nieprawdaż?
Różne rzeczy mnie już dziwiły. Wiele przestało dziwić. Posłuchajcie tej nazwy:
Centrum Wieczystej Adoracji Najświętszego Sakramentu im. św. Jana Pawła II.
Boże...
Centrum Wieczystej Adoracji Najświętszego Sakramentu im. św. Jana Pawła II.
Boże...
Nie po tej stronie torów, ale widok ładny. Lubię takie stacje.
W głębi wjazd. I trawka tak przystrzyżona, jakby życie zamarło tu wczoraj.
Dobry wieczór Panu. Nieprzyjemny wyraz twarzy.
Przegorzan kulisty (Echinops sphaerocephalus L.)
Nieźle zachowały się ramy okienne i okiennica (fot. gdzieś niżej).
Ciekawe czy z wieku XIX, czy późniejsze.
Jesienią lub zimą wejdę...
Kto przez nie wyglądał? O czym myślał, patrząc?
Przy takim piecu nie ogrzeją się nawet duchy.
Myślę, że jeszcze tu wrócę. A póki co, dobranoc.
W parku dworskim, nieudane. Ale na żywo piękne.
Do domu podobno o 10 km bliżej niż w pierwszą stronę do dworu.
Przeklęta, dziwna aplikacja. Już skasowana.
Przeklęta, dziwna aplikacja. Już skasowana.
Bawią mnie te momenty, gdy wiem, iż już żadną miarą się nie wyrobię.
Ale zawzięcie kręcę.
Tradycyjnie: bezświetlnie, leśnie, (nie)śmiesznie.
Lipa jak nie wiem: rowerowy GPS nie zwraca uwagi na godziny,
więc uznał, że droga przez te łąki będzie dobrą i po 22.
A ratowałem się nim, by skrócić dystans.
Zbliżając się do tego lasu pierwszy raz poczułem niepokój,
ale jeszcze mniej uśmiechało mi się zawracanie
i szukanie głównej drogi.
Zero edycji, choć kusi, by wyeksponować prawy, górny róg.
Nie twierdzę, że to duch, ale wygląda ciekawie: coś ewidentnie leci...
O jakże mnie ucieszył głos tej lokomotywy i światło.
Jeszcze z osiem kilometrów i dom.
Szacun, ja w życiu bym nie pojechała w takiej ciemności! To chyba jakieś owady leciały,mroczne zdjęcie ale fajny dreszczyk ;)
OdpowiedzUsuńJednym słowem jesteś...Szalony.....
Pozdrawiam Marcin ;D
Nie mając wyjścia, pojechałabyś :) Za swoisty komplement dziękuję... :) Również pozdrawiam, do usłyszenia, cześć!
Usuń