7.12.2019

Niemieckie schrony amunicyjne B-13 i B-14 (07.12.2019)

Kolejny raz dochodzi do absurdu aż tak spóźnionych relacji. Skrócę więc wszystko i niebawem dogonię czas aktualny. A o tych dwóch bunkrach, a w zasadzie to schronach amunicyjnych, dowiedziałem się od Natalii  siostry Aleksandry. Dziękuję. Tym dziwniej mi było, że tych właśnie schronów nie znałem, a mijał je, biegając, Karol. 

Początek w stylu iście paradokumentalnym. Brakuje tylko narratora, który wyjaśniłby, kto kim jest w tej historii. Dodał, czego poszczególni bohaterowie "chcą się dowiedzieć", tymczasem żywię nadzieję, iż Wy dowiedzie się czegokolwiek z dzisiejszej przejażdżki.


Zebrałem się fizyczno-psychicznie i siódmego dnia grudnia roku 2019, po przebyciu drogi znanej mi aż za dobrze, wjechałem w las. A dalej...



A dalej niech starczy obraz nagrany. Dodam tylko, że obydwa z nich stanowią niechlubną pozostałość obozu szkoleniowego niemieckiej armii (Heeresgutsbezirk Truppenübungsplatz Mitte Radom), z tak chwalebnymi, typowymi zresztą dla nich kartami, jak wymordowanie jeńców pracujących przy budowie zwiedzanych bunkrów. Kolejne betonowe kloce, jeśli chęci, czas i nogi pozwolą, w 2021. A jest ich mnóstwo, w tym jeden mieszkalny. Pozdrawiam.

Marcin

(7 grudnia 2019 / mtb / zimowa, spokojna przejażdżka: 32 km)



B14







Niby niewielki, a ma w sobie coś bardzo ponurego, przytłaczającego...

B13








A w drodze powrotnej chwila w pustym budynku z rozwalonym stołem, wybebeszonym piecem (standard) i baterią małpek. Widać na końcu filmiku.

Dziękuję zaglądającym. Do kolejnego!

M.


17.11.2019

Czarna dama. Powrót nocą do pałacu... (17.11.2019)


Dobry wieczór. Problem z tą historią jest taki, że chciałbym opisać ją najdokładniej jak potrafię. Jednocześnie, z kilku powodów, wolę ograniczyć zapis swych niespokojnych wrażeń. Krakowskim targiem: coś rozbłyśnie, coś przygaśnie.

Przygasło też Słońce, tzn. zaszło (tzn. to też nie, lecz przesunęło Ziemię, co każdy wie, jak również to, że język raz nie dogania rzeczywistości, a raz potrafi ją wykreować). Przygasło bardziej niż się spodziewałem. 

W poprzednim "odcinku" nie dotarłem do celu, nasycając fascynację brzydotą wiele kilometrów wcześniej:

WOLNA CHATA (16 listopada 2019)

Kilka odcinków wcześniej do celu dotarłem, a to, co się wtedy działo, z grubsza opisałem tutaj:

WAKACJE Z DUCHAMI (5 sierpnia 2019)

Pierwszy film w 90% przepadł (w tym okolice, stara stacja paliw, pierwsze piętro pałacu, klatki schodowe, migawki z powrotu), ale dzięki koleżance Kaśce odzyskałem kopię najbardziej frapującego fragmentu. Umieszczę w filmowej składance (link gdzieś tu będzie). Drugi pod względem dziwności jest czysty, ale cholernie ciemny i źle nagrany, bo dojechałem tam już po zmroku (super...), a resztę dołożył niepokój.

Już w trakcie jazdy, gdy chłód powietrza mieszał się z zimnem zachodzącego, przedzimowego nieba i próbował kolejny raz zniechęcić, na ekranie smartfona pojawił się, pierwszy i ostatni raz w życiu, nietypowy komunikat: Ostrzeżenie! Błąd nagrywania. Całe szczęście po chwili zniknął, co pozwoliło jakkolwiek zarejestrować pamiątkowe migawki z przygody.

Przyznam, że po wjechaniu do docelowej wsi nie czułem się najlepiej. Liczyłem na resztki światła, a co za tym idzie na lepszą ocenę sytuacji od frontowej strony, za XIX-wiecznym murem. Nie wiedząc, czy nie spotkam się z kategorycznym "halt", mając w nogach połowę drogi i perspektywę nocnego powrotu bez dobrej, przedniej lampy (auta mnie widziały, ale światło punktowe niewiele daje oczom samego rowerzysty), postanowiłem dostać się do nieprzyjemnego pałacu od strony pól. Mijałem kolejne gospodarcze, opuszczone zabudowania, poukrywane w zaroślach za wielkimi, betonowymi płytami, niegdyś oddzielającymi ogromne porcje kiszonki. Zabawne: znać takie coś dzięki epizodowi gry w pozytywny, wyciszający "Farming Simulator", a zarazem na żywo czuć przy tej samej konstrukcji może nie przestrach, ale ciężką atmosferę czegoś tak prozaicznego. W grze jednak przez pola jeździ się dobrze oświetlonym ciągnikiem, za składem rolniczym kwitnie życie, a w życiu: straszą VIII-wieczne kapliczki, opuszczone magazyny i pomieszczenia gospodarcze, a dalej nadal nie odwiedzona chata z lat świetności zabytku i główny bohater miejsca poza mną: lokum hipotetycznego ducha (chyba płci żeńskiej), ściana z czarnym napisem "help me", a obok moje inicjały. Dodawszy do tego ciemność, bagnisty teren, późną i niewesołą jesień, strach przed kontaktem z ochroną i wcześniejsze wspomnienia, otrzymujemy gar z mrocznym bigosem, który niejedną osobę by pognał na sedes, a mnie... no właśnie, akurat tylko do sedesu nie wszedłem, przez co wewnętrznie cierpię i czuję, że wbrew danej sobie obietnicy, jeszcze kiedyś tam zajrzę. 

Na przełomie 2020/2021 natknąłem się na enigmatyczny wpis pewnej kobiety o miejscu, które to od razu skojarzyło mi się właśnie z tym. Odezwałem się do niej. Tak, była w tym samym budynku. Sama, więc tym bardziej trochę się obawiała. I najciekawsze: na jednym ze zdjęć też ma swoistą usterkę, przywodzącą na myśl ludzką sylwetkę. 

Tym razem pałac zobaczyłem dużo wcześniej. O tej porze roku nie kryły go aż tak bardzo zarośla. Stanąłem przed nim. Ten moment ciekawie podsumowała moja żona, zniechęcająca mnie do drugiej, a tym bardziej trzeciej (bo kto wie) wizyty: "Jak było? Pewnie patrzyły z pierwszego piętra i wołały: panie Marcinie! Jesteśmy! Czekamy! Zapraszamy!".

Wewnątrz było paskudnie. Wyostrzone zmysły, wyczekujące najmniejszej choćby anomalii. Wyobraźnia. Szybkie porównanie z zapamiętanym obrazem i wniosek: więcej drzwi otwartych. Ktoś tu był. Główne schody w jeszcze gorszym stanie. Boczne, wąskie, przeznaczone dla w tamtych latach "ludzi gorszych", mają się o niebo lepiej. Święcący triumfy w inscenizowanych nagraniach paranormalnych Tim Morozov zapewne krzyknąłby "Piekło!" (w polskiej opcji tłumaczeń co chwilę) i zaczęłaby się seria budzących lęk (i śmiech kwestia nastawienia, przekonań i danej sceny) wizualnych ściem. 

Ja ściemniał nie będę. Intrygowała mnie możność upewnienia się, że to nie był miraż. Obawiałem się kłopotów ze strony pilnującej innej części tego obszaru ochrony i stąd zbyt nisko świecące światło w telefonie wolałem unikać okien. Przemknąłem przez wszystkie, poza zapomnianą toaletą, wszystkie z dostępnych pomieszczeń. Strychu raczej tam nie ma (co widać). Jak jest z piwnicą, nie wiem. Na pewno po prawej stronie mniejszych schodów, za ścianą z drewna, jest jeszcze jedno pomieszczenie. Białe. Mignęło mi w szczelinie widzianej na nagraniu. Wypadałoby więc wybrać się tam po raz trzeci. Może tym razem o świcie. Zahaczyć o dom bardzo stary obok. Czuję, że tak zrobię. 

Powrót fatalny. Mokradła minąłem trzymany jeszcze adrenaliną i ekscytacją. Na filmie przeleciało tam małe, ciekawe światło. Dotarłem do szosy. Ruszyłem w stronę domu. Gonił mnie pies, co zdarza się raz na trzy lata, nie częściej. Ciemność, ciemność, ciemność. Ciemność tak obrzydliwa, że nie byłem w stanie trzymać się prostej linii jazdy. Dramat i porażka. Aktualnie nic bardziej mnie w rowerze nie cieszy, niż otrzymany prezent: lampa na akumulator, gnająca lumeny na dziesiątki metrów w dal, przeganiająca wszelkie niebezpieczeństwa, takie jak milicyjne mandaty, wypadki, zjawy, a także upadki, po których bolą gnaty.

Wreszcie pierwsza latarnia. Poprzedniego dnia była ostatnią, przez co zrezygnowałem. Tym razem podniosłem poprzeczkę głupoty. Przez resztę drogi już częściej coś lśniło, a ja wróciłem bardzo zadowolony. Ile kilometrów? Nie pamiętam. Znajdę w notatkach, to liczba znajdzie się pod podpisem.

Po wszystkim przez kilka nocy długo dręczyły mnie sny o pałacu. W ostatnim, tuż obok ruiny znajdowały się bardzo stare groby, a potem pod pałacem zapadła się ziemia i zniknął. Na zawsze. Niczym w balladzie Mickiewicza po scenie z przybyciem z zaświatów zamordowanego człowieka. Nie mam bladego pojęcia, dlaczego tak źle go odbieram. Aura? Wrodzona wrażliwość? Może coś jeszcze, ale o tym już nie dziś. Dziękuję tym, którzy przeczytali. Dobrej nocy!

Marcin

(17 listopada 2019 / mtb / 45 km)

PS Zdjęć mało, bo nie ma kiedy. Albo jedno, albo drugieniestety. Kolejna historia będzie militarna. Mam nadzieję, że szybko się zbiorę do jej napisania. Film mam prawie złożony. Ten z pałacu jeszcze nie, ale niebawem się za niego wezmę. Na dziś wystarczy. 

[napisano: 24 stycznia 2021]




XIX-wieczne gospodarstwo obok



Oto i pałac. Wchodzę...

FILMIDŁO:




POWRÓT



16.11.2019

Wolna chata, opuszczony warsztat, drzewo w gorsecie (16.11.2019)

Tytułowa wyprawa (z 16 listopada 2019) nieudana, bo za późno wyszedłem, a przy haniebnie nikczemnym poziomie luksów nie było sensu pchać się w objęcia Nieprzeniknionej Ciemności, Dusznej Atmosfery, Wędrujących Cieni i Innych Kłopotów.

 

Natomiast chcąc gdzieś umieścić część swoich także słabszych migawek z rowerowych dróg, pozwolę sobie zostawić tu wypatrzone nieopodal cmentarza, opuszczone, zarośnięte domostwo z ciekawym gankiem (01.10.2019). Wspierające dach belki to bardzo daleki, ubogi krewny kolumn, na przykład takich, jak w pałacu, do którego nie dotarłem.


Widziane fragmenty z niedoborem światła to "zwiedzenie", tak od biedy, lichej chatynki, gdyż za zgasłą latarnią i perspektywą psychicznych niedogodności (które i tak nadeszły, lecz dzień później) powrócił mi zdrowy rozsądek i zawróciłem.

Chciałem zamknąć wszystkie planowane wpisy z 2019 i 2020 w kończącym się właśnie 2020 (gdy to piszę, jest 29 grudnia), ale raczej nie zdążę. Kilka nadchodzących miejsc będzie zdecydowanie ciekawszych niż to, ale zostawiam tutaj i tę pustkę. I co technicznie ważne: jeszcze tylko półtora historii nagranych rozbitym już telefonem. To chyba wszystko, bo pisać już nie ma sensu.

Tak więc od niechcenia i...

...mimo wszystko do usłyszenia

M.

(16.11.2019 / mtb / łącznie 40 km)






-------------------------------------

OPUSZCZONY WARSZTAT (?) 

20.09.2019

 


Imponująca kolekcja biustonoszy. Niestety nie najnowsza. Nie wiem też, czy należały do dzielnych "eksploratorek", czy tak przystojny pracował tu mechanik, czy też coś może, co się tu niegdyś działo, cokolwiek wspólnego z biustem damskim miało. Mniejsza z tym. Bardziej lubię nogi. A tak przy okazji, bo tematycznie pasuje, lecz napotkane nie na rowerze, ale autem, z żoną i psem, na leśnym spacerze (luty 2019, więc czasowo też prawie się liczy):


 

-------------------------------------


Migawka z YT. Nie wiem czemu tak źle wyświetla się podgląd miniaturki
na tym blogu. Coraz bardziej irytuje mnie w nim też edycja tekstu. Czas na zmiany, ale dokończę 
kilka wybranych, rowerowych strzałów w 2019 i 2020. A potem zobaczę...
Dobranoc.