29.09.2014

Pełny, Piastów, Pieski (29.09.2014)



Rzecz rzadko spotykana: Pełny Bidon rzeczywiście pełny – we trzech. Okolice Radomia, Wsoli, Piastowa. Odkrycie zbiornika wodnego i spotkanie z pieskami.

M.



(29.09.2014 / Karol, Przemek, Marcin / mtb / 50 km)


 


fot. M.

27.09.2014

Rowerem przez rurociąg (27.09.2014)



Przejażdżka po okolicach Radomia. W okolicach wysypiska i nad rwącym ściekiem. Raczej to nie był Nord Stream ani żaden sławny rurociąg, ale radochę mieliśmy większą niż dzieci.

M.

(27.09.2014 / Marcin i Karol / mtb)






20.09.2014

Niemiecki magazyn amunicyjny (20.09.2014)



Bunkry, a w zasadzie to niemieckie magazyny amunicyjne, poukrywane w podradomskich lasach (Brody i okolice). Co ciekawe wyszliśmy tylko na kilkanaście kilometrów, w zasadzie po to, by obejrzeć kolarzówki u pewnego pana. Cykloza jest jednak chorobą wymagającą i z przewidywanych dwudziestu kilometrów zrobiło się ponad osiemdziesiąt...

A droga? Męczący piach, liście i las. 

M.

(20.09.2014 / M-I, K, M-II / mtb / 81 km)


  

 

 

 

 

  

 

fot. M.K.

17.09.2014

Huta, Hucisko i wzgórze Altana, czyli najwyżej w mazowieckim (17.09.2014)



Po długiej, chyba dwumiesięcznej niebytności, pomimo ogólnego zniechęcenia, postanowiłem przymusić się do wspomnień i dokończyć planowany wpis o Hucie i Hucisku. Oczywiście będzie to skrót skrótu, a kto wie, czy i ten nie zostanie skrócony. Wewnętrznie liczę na przypływ matczynych uczuć dla tej strony w okolicach marca, może kwietnia. Zobaczymy.

Z pierwszego etapu (Radom - Szydłowiec) warto wyszczególnić jeden fragment związany z innym, opisywanym już tu odkryciem (Komin). Po przykrych doświadczeniach z przytłaczającym psychicznie kominem, postanowiłem podzielić się nieprzyjemnymi wrażeniami z Karolem, i tym razem wspólnie, w blasku dnia, przyjrzeć się kolosowi. Zabrakło tej ciemnej aury, ale takie szczegóły jak np. ślad wgniecenia na barierce, co zrozumiałe, nie nastrajały pozytywnie.





Rozmawiając i rozmyślając na wszystkie związane z tym miejscem tematy, postanowiliśmy oddalić się stamtąd zupełnie nam obcą drogą. Intuicja zaprowadziła nas wprost do miejscowości Jastrząb i jakie zdziwienie ogarnęło nas, gdy okazało się, że tym razem jesteśmy w tym samym, co kiedyś miejscu, ale mamy za sobą o połowę krótszy odcinek. Uroki odkrywania pewnych miejsc w ciemno bywają wyczerpujące, czasochłonne, a jednak zawsze sprawiają dużą radość. Mniej więcej od wzgórza z opisywanym już kiedyś przeze mnie kościołem (Jastrząb) dało się zauważyć zarysy Gór Świętokrzyskich, motywujących do przyspieszenia i odpędzających przelotną myśl o zatrzymaniu się przy zalewie.


Minecraft poziom hard, czyli Kamieniołom Piaskowca

Szydłowiec powitaliśmy jednak z pragnieniem spędzenia choć kilkunastu minut w okolicach pałacu i w okolicznym parku. Miłe, wizualne wrażenia trzeba było przerwać, ponieważ chęć zdobycia najwyższego punktu w województwie mazowieckim była silniejsza niż rozleniwienie spowodowane słonkiem i widokami.









Na obrzeżach Szydłowca zaczęliśmy się zastanawiać, którędy dalej. Z pomocą pospieszyła nam jakaś pani, niestety z jej wskazówek nie wynieśliśmy na tyle dużo, by czegoś nie poplątać. Summa summarum, zamiast w Hucisku, zatrzymaliśmy się w Hucie. Piękne, dzikie, rozległe leśne widoki nie potrafiły zrekompensować nam świadomości pomyłki, natomiast perspektywa sturlania się z dopiero co zdobytego wzniesienia, wywoływała jeszcze silniejszą niechęć do nadrabiania kilometrów. Wiedzieliśmy, że w linii prostej jesteśmy blisko celu – problemem był tylko brak drogi. Uparłem się, by spróbować, poszukać, by przedrzeć się przez gąszcz drzew, bagien i wilczych dołów, na co Karol przystał bez najmniejszego wahania.






Dojechaliśmy! Znaleziony przesmyk pomiędzy miejscowościami był wprost idealnym miejscem dla zyskiwania rowerowych wrażeń. Kręte, ciekawe pętle, droga raz w dół, raz w górę, wąskie i bardzo szybkie przejazdy pomiędzy skrytymi w gęstwinach zarośli domkami. Później nieprzyjemny fragment kamiennej, trudniejszej do pokonania drogi i wreszcie polana zwana Altaną – 408 m nad poziomem morza. Odpoczęliśmy dopiero w Hucisku, a patrząc na horyzont przed sobą, cieszyliśmy się, że gdzieś tam, prawie w nicości, są nasze domy i punkt startowy, że się udało, i że czeka nas teraz droga powrotna.










Zaraz za Huciskiem polecam zjazd, który przy odrobinie chęci (i odporności psychicznej) pozwala rozpędzić się góralem do 70 km/h. Warto wspinać się z powrotem przez kilka kilometrów, by doświadczyć tej prędkości co najmniej dwukrotnie, tak jak to uczyniliśmy my. Drugi postój w Szydłowcu zakończył się niezdrowym posiłkiem w tureckim barze.

Nie pamiętam, o której wróciliśmy. W drodze powrotnej, w maleńkim sklepie, po zmierzchu, dowiedzieliśmy się, że to Wolanów i do domu zostało nam już stosunkowo niewiele kilometrów.

Prawdopodobnie był to jeden z najlepszych rowerowych dni i wszyscy liczymy na to, że w sezonie 2015 będzie więcej wypraw tak pozytywnych. Osobiście życzyłbym sobie też tego, by częściej udawało się jeździć w pełnym, trzyosobowym czy w ogóle w większym składzie.

M.

(17.09.2014 / Karol i Marcin / mtb / 121 km)






Kilka ujęć z ostatniego etapu

Mapka: 121 km
Wykres ukazujący pokonywane wysokości [Ascent/Descent: 782/767 m]
Przewyższenie: prawie 800 m, co bardzo nas cieszyło :)