14.02.2015

Śnieżny Ikar (14.02.2015)


 


Walentynkowy Rajd Rowerowy, jak oczywiście żartobliwie pozwoliliśmy sobie nazwać tę śnieżną trasę, rozpoczęliśmy rozmową na temat różnorakiego rozumienia istoty miłosnych zabaw. Trwało to jednak chwilę, i zanim łzy wzruszenia skropiły nasze oblicza, ruszyliśmy przed siebie – silni, dzielni, odważni i pełni wiary w nieoblodzone, odśnieżone wiatrem drogi. Tak się jednak złożyło, że już kilka kilometrów za Radomiem, po wjeździe do lasu, naszym oczom ukazał się wielokilometrowy, biały szlak. Tam, gdzie Słońce raczyło dłużej przygrzewać, zmieniał się on w przykrą breję, ale większość trasy dała się poznać jako czystej próby lód, lekko skropiony przymarzającym do niej puchem.

Jeździło się po tym różnie. A gdy już nogi przyzwyczaiły się do większego wysiłku, zaś układ równowagi zgasił lampkę informującą o najwyższym stopniu zagrożenia upadkiem, Karola poniosło piękno rowerowego lotu i na jednym z wiraży wydawał mi się kolarskim Ikarem. Byłem może metr za nim i dosłownie zdążyłem pomyśleć, że za chwilę to skończy się tragicznie, gdy nagle runął na lodowatą powierzchnię, a jego przewracające się ciało, zrośnięte z maszyną za pomocą boskiego systemu pedałów zatrzaskowych zwanych SPD, zahaczyło o moje biodro i próbowało także mną cisnąć o ziemię.

Uniknąłem upadku, natomiast Karolowi – bogom po trzykroć chwała – poza rozciętym kolanem i stłuczeniami, nie stało się nic poważnego. Pouczający upadek, okraszony głośnym, polskim przecinkiem, stał się doskonałym pretekstem do krótkiej sesji fotograficznej i podziwiania lasu. I choć rdzenne, pogańskie obrzędy związane z czerwcowym przesileniem Słońca, często niefortunnie porównywane do zachodnich Walentynek, są mi duchowo bliższe, to jednak z humorem podchodząc do zagadnienia, tego dnia wyznawaliśmy uwielbienie swoim kobietom, oczywiście rowerom i przyjacielsko – sobie samym. Było to zabawnym zakończeniem trasy okupionej kraksą, hektolitrami błota i zmarzniętymi dłońmi, ale jak zawsze w całej swej różnorodności jedynej, wpisanej w pamięć i cykl naszych kolarskich wypadów w głąb psychiki, odporności fizycznej i cudowności Natury.

M.


(14.02.2015 / Karol i Marcin / mtb / 62 km)