30.03.2017

Bulwar(y) nad Mleczną w Radomiu (30.03.2017)


Wjazd na teren bulwarów nad Mleczną (obejmujących trasy dla pieszych, rowerzystów i rolkarzy),  polega na minięciu budki wiecznie zmieniającej ofertę. Aktualnie mieści się w niej sklepik z bielizną, natomiast kawałek dalej, nieprzerwanie, prosperuje sklep nocny, skupiający chyba wszystkich możliwych pijaczków z okolic. Przeważnie przesiadują na murku, którego fragment widać powyżej. Miejsce nie wygląda przyjaźnie, lecz jeśli ktoś okolicę zna, nie powinien odczuwać strachu, a szereg latarni, wzdłuż całej wybudowanej trasy, na pewno podnosi komfort psychiczny.

Mamy więc bardzo dobre oświetlenie i dla kontrastu ponure koryto rzeki, zarośla, ogródki działkowe. Dalej mury, budynki przemysłowe i... koniec. Nie ma szans na szybkie przedostanie się z Zamłynia na Borki, chyba że ktoś przeprawi się po piasku w stronę ulicy Garbarskiej, następnie np. Głównej, a potem taką nieutwardzoną Podhalańską przedostanie się w kierunku Maratońskiej. Ulicą Podhalańską kiedyś śmigałem codziennie, ale zimą (w wersji skrajnie nierównej, a diabelnie śliskiej) polecam ją tylko najwytrwalszym.

Rolkarze mogą zawracać bez zatrzymywania się i spokojnie bić swoje rekordy, niestety odcinek dla rowerów urywa się. Rowerzystom pozostaje albo spokój ducha i grzeczny powrót, albo wjazd na część przeznaczoną dla współczesnych wrotek. Osobiście drugiej z możliwości nie polecam, bo łatwo o kolizję.

Mieszkam niedaleko tego miejsca, ale poza tym wieczorem byłem tam tylko kilka razy, zawsze z Erykiem (jego deskorolkowe wyczyny oraz sesja fotograficzna Księżyca w perygeum). Tym razem ten fragment posłużył mi jako możliwość dobicia kilku kilometrów. Trasa dzisiejszego wieczoru, taka "rozruchowa", obejmowała także Ustronie, podróż windą z rowerem, wymianę zdań z motocyklistą przed wjazdem na rondo (słusznie polecającym mi tylną lampkę o większej mocy), a na zakończenie ów bulwar. A może bulwary? Czort jeden wie.

Marcin

(30 marca 2017 / M. / szosa)






27.03.2017

Szosówką po lesie (27.03.2017)


Jednak przychodzą chwile, gdy tęskni się za bezdrożami bez asfaltu... Wjazd w las nie na górskim, przełajówce, gravelu czy innym wynalazku, lecz na ulubionej kolarzówce, też może się udać. Oczywiście w granicach rozsądku, przy łaskawości ubitego piachu i mniej rozciapanego błota. Miły, choć trochę chłodny wypad.

M.

(27 marca 2017 / szosa)