23.05.2015

Zbiornik wodny na rzece Żała (23.05.2015)



Nijaki maj, kapryśna wiosna. Pewnego dnia chłodne refleksje przerwała lakoniczna relacja Przemka z jego samotnego wojażu w kierunku wsi Zadobrze (w której już bywaliśmy: Bogowie wiatru, deszczu i dętek) i dalej lasem, m. in. przez Rezerwaty: Ponty-Dęby i Ponty im. T. Zielińskiego, prosto do tytułowego zbiornika wodnego na rzece Żała. W Puszczy Kozienickiej jest ponad 50 sztucznie założonych przez leśników oczek wodnych, a o korzyściach, jakie dla flory, fauny, pełnych bidonów i fotograficznych wzruszeń ma woda, raczej mówić nie trzeba.

Zainspirowani jego fotografiami i opowieścią, postanowiliśmy udać się tam we dwóch (skoro we trzech, jak dawniej, nie ma ostatnio okazji). Na miejsce dojechaliśmy dość późno. Pochodziliśmy po okolicy, przeczytaliśmy kilka ciekawych tabliczek z informacjami na temat lasów olchowych, bagien i żyjących tam do 2006 r. bobrów, a w końcu doszliśmy do wniosku, iż czas wracać, ale inną drogą.

Sprawnie pokonaliśmy las i znaleźliśmy się w Cecylówce. Jest to maleńka wieś położona kilka kilometrów od głównej drogi łączącej np. Radom i Głowaczów. Tereny bardzo dobrze mi znane i z wielu powodów bliskie. Lekki głód oraz świadomość, że do domu jest jeszcze ok. 30 kilometrów, kazały nam się zatrzymać przed wiejskim sklepem. Drobne zakupy, rozmowa z pijanym, ale bardzo serdecznym mężczyzną (ostrzegającym nas przed policją słowami: "Jak piliście, to uważajcie, bo tam dalej się kręcą") – ogólnie nic specjalnego. Być może dlatego cech swoistej niezwykłości nabrała scena z ekspedientką, która to z wiaderkiem i podłogowym mopem wyszła przed sklep, chwyciła za kij, stanęła do nas tyłem i zaczęła ugniatać narzędzie do utrzymywania czystości. Na koniec obróciła się w naszą stronę i wylała brudną wodę wprost pod nogi.

Do cieczy już rozlanej i budzącej radość, po chwili dołączyła ciecz z nieba – niestety już nie tak śmieszna. Z rozgoryczeniem wystartowaliśmy w stronę domów i jechaliśmy w ulewie. Brak błotników (równający się spijaniu błota z przedniego koła wraz z byciem skrajnie schlapanym przez tylne) nie pocieszał, ale też nie zasmucał. Przypomniałem sobie moment, w którym natknąłem się na koleżankę stojącą przed lustrem z zadartą spódnicą, w skupieniu poprawiającą dessous. Przeprosiłem za przypadkowy nietakt, na co ona z prawdziwie stoickim spokojem odparła: "Ależ nie ma za co, bo nie ma tu niczego, czego byś w życiu nie widział", a następnie dokończyła to, co zaczęła przed moim wejściem. Starałem się – z powodzeniem – tak samo myśleć na temat deszczu, zmroku i drogi. Nihil novi.

Kilka minut spędziliśmy na pierwszym napotkanym przystanku, ale wiedząc, że postój grozi jedynie zmarznięciem, pojechaliśmy dalej. Majowy deszcz zlitował się nad nami po mniej więcej 20 kilometrach. Zaszła centralna gwiazda Układu Słonecznego, gdzieś wygrzewał się suchy kot, a gołębie pocztowe przyklejały mokre znaczki do kart pocztowych z kładącego się do snu miasta. Kilka godzin później zasypiałem, mając przed oczyma bąbelki wody obok rozpędzonego koła.

M.

(23.05.2015 / Karol i Marcin / mtb / 68 km)

Okiem Marcina:


Most - jedna z pozostałości po kolejce wąskotorowej

Po drugiej stronie

Karol

Rezerwat Przyrody Ponty-Dęby

Zbiornik na rzece Żała






Krótki postój

"Pamiętam rozkoszny wiatr, masztem gnący sztorm (...)",
R. Kostrzewski (KAT), "Łza dla cieniów minionych"

Okiem Karola:



Okolice Żały



Pożegnanie ulewy i dnia. Bóg Ra na swej złotej barce

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz