2.08.2019

Niemiecki most kolejowy nad Gzówką (02.08.2019)



Niedobrze się dzieje, gdy kierownicę od klawiatury dzielą duże odległości. Upływa trzy razy więcej dni niż koła przebyły kilometrów i... nagle okazuje się, że za nic w świecie nie chce się pisać o tym, co przecież dopiero tak mocno absorbowało, i przez co narażało się na dalekie od przyjemnych powroty przez las po ciemku. Dobra, bez miauczenia.

S T A R Y    M Ł Y N


Aplikacja Google Maps opisuje to miejsce jako Stary Młyn Wodny, w czym, poza wszystkimi wielkimi literami, nie ma niczego dziwnego. Ciekawiej robi się w sekcji komentarzy. Jeden z nich: "Fajne miejsce dla dzieci". Dla niektórych pewnie tak.

Przy tym młynie zatrzymałem się pierwszy raz (inny, oznaczony jako Ruiny Młyna Wodnego, a położony bardzo blisko od tego, pojawił się np. tutaj: Jak to drzewiej bywało). Za młynem, dosłownie 15 metrów dalej, mamy krótki odcinek asfaltowej drogi i stary most. Sam młyn niestety (dla niego lepiej) zamknięty.

M O S T


Zanim go znalazłem, prawie o zmierzchu dotarłem na skraj zalewu. O Jedlni-Letnisku pisałem już tyle razy, że sobie daruję, a wspomnę prawie wyłącznie o konkretach. Lekko zakłopotany patrzyłem w stronę kładki, zastanawiając się, gdzie teraz, gdyż ul. Łąkowej spodziewałem się jakby bliżej wody. Z pomocą przyszedł mi serdeczny mężczyzna, urodzony (jak sam twierdził) w 1945 i dobrze znający cel mej małej wyprawy. Podczas rozmowy (z nim i jego żoną), dowiedziałem się, że okoliczni mieszkańcy nazywają ów most "murowańcem".

Ciekawostka strzelnicza


Jako mały chłopiec strzelał do tego betonu z konstruowanych z kolegami pocisków krótkiego zasięgu. Odpowiednich surowców dostarczała dzieciom bliskość Państwowej Fabryki Prochu i Materiałów Kruszących oraz pokaźna liczba zalegającej po lasach różnokalibrowej broni. Choć urodziłem się praktycznie całe swe życie po tym panu, mógłbym wiele o tym napisać. Postawię jednak przed mordą szlaban – w dzisiejszych czasach, po dość znaczącej zmianie prawa, można mieć nieprzyjemności za samą myśl o niektórych skarbach. Żeby było śmiesznej, raptem tydzień temu kolega opowiadał ciekawą historię o wysadzonym w powietrze chodniku. Też przez dzieci. "Kiedyś to było!"

Miodowe wieści


Pomknąłem w kierunku cmentarza, co nie do końca mi się podobało, bo napatrzywszy się wcześniej na kilka zdjęć z lotu ptaka, koniecznie chciałem znaleźć ulicę Łąkową. A że bywam uparty, to zawróciłem, i tak jak chciałem, tak zrobiłem. Przejechałem przez calutką uliczkę, by odkryć jedynie ule. A gdy patrzyłem na tę pasiekę, rozszczekały się pieski strzegące, a zza jednego z płotów wyszła pani. Nawiązaliśmy rozmowę, a potem przeszliśmy wspólnie mały odcinek wiodący już wprost do mostu. Zostałem też zaproszony do kolejnych odwiedzin – w sprawie książek i pamiątek po wojnie. Miło.

Murowaniec


Nie znam historii tego nieukończonego mostu. Z tego, co usłyszałem od innych, jego budowę zaczęli Niemcy, lecz zrezygnowali z budowy, gdy przegrana na froncie wschodnim była już tylko kwestią czasu. Myślę, że w tym miejscu trzeba wspomnieć m.in. o tym, że na tych terenach, podczas II wojny światowej, znajdował się rozległy poligon szkoleniowy Truppenübungsplatz Mitte Radom, obejmujący obóz pracy dla sowieckich żołnierzy oraz wiele innych obiektów. O części z nich na pewno jeszcze napiszę. Natomiast sam Lager Jedlnia, czyli poligon piechoty i sztab Legionów Wschodnich, był tylko jednym z obozów szkoleniowych, zaś oprócz niego, stosunkowo blisko znajdowały się także: Lager Kruszyna – poligon artyleryjski i dla piechoty, dwa lotniska: Sadków i Piastów, czyli ośrodki szkoleniowe Luftwaffe i spadochroniarzy, poligon w Wolanowie – ośrodek szkoleniowy artylerii przeciwlotniczej, poligon Lisów – ośrodek szkoleniowy Africa Korps, poligon Janików – ośrodek doświadczalny Wunderwaffe, a także poligon Zakrzówek – ośrodek szkoleniowy wartowników.

Po pożegnaniu się z przypadkiem poznaną Panią Przewodnik, pojechałem w stronę wskazanych zarośli, gdzie rzeczywiście, po wejściu na ścieżkę za pierwszą kępą krzaków, znalazłem się na nasypie kolejowym z wiadomych czasów. Idąc, zastanawiałem się, czyimi dokładnie rękami był usypany, bo przecież oczywiste, że nie germańskimi. Tych nie hańbiło strzelanie do bezbronnych kobiet i dzieci. Nie przynosił im ujmy rabunek kur, koni, złota i dzieł całej Europy, ale prace wykonywane osobiście – już owszem. Taki, w historii świata nie pierwszy i nie ostatni, paradoks.

Znalazłem. Dwa kawały betonu. Nic więcej. A radości z odkrycia tyle, ile mam za każdym razem, gdy połączę amatorskie kolarstwo z innymi zainteresowaniami. A tych mi nigdy nie brak. I czy chodzi po prostu o porządne kręcenie, czy o łąkę, las i naturę; czy o sztukę, wiek XIX, za sprawą literatury niegdyś tak miłowany; czy o czasy wojenne – nie ma różnicy. Zawsze mi się chce i sprawia – inną niż wszystko inne – fizyczno-duchową radość.

Pomiędzy dwoma szarymi klocami spokojnie płynie Gzówka (dopływ Pacynki), zwana też Mokrą Rzeką, choć przecież rzeką nie jest, a strugą, czyli "niewielkim ciekiem uchodzącym do rzeki". W zaroślach próbował mnie straszyć mały szpak. Szpaczek. Nie ptak, a ptaszek. A powrót, jak to w moim przypadku jest normą, dość straszny. Jeszcze szybciej, jeszcze ciemniej. W końcu ciemno zupełnie. I chłodniej. I głodniej. Dobranoc!

M.

(02 sierpnia 2019 / Marcin / mtb / 52 km)

PS Zdjęcia na szybko, raz telefonem, raz aparatem, lecz problemem były tak zarośla, jak niedoświetlenie. Wszystko nie tak. Z nagraniem jeszcze gorzej... ale pierwsze koty za płoty, więc mam nadzieję, że z czasem się polepszy. Za poświęcony czas dziękuję.

Mniej więcej tyle widać z drogi. Od kilku lat miałem chęć po prostu się tu zatrzymać.




 Most nad Pacynką , do której wpływa wspomniana w tekście Gzówka.

Nie tak jak chciałem, ale nie miałem ani czasu, ani cierpliwości.

Sklepik, w którym z Karolem zatrzymaliśmy się chyba ze sto razy...

Patrząc na mapy, sądziłem, że trzeba koniecznie przez Łąkową...


...i owszem, można, ale jedynie do pasieki i wspomnianej pani.

Zejście po lewej stronie mostu, już po przejściu długiego nasypu
(tak zapiaszczony, że nawet góralem nie sposób było płynnie jechać).

"Murowaniec"



Struga Gzówka







Lubię tego typu pojazdy kolei.

Stare wagony również, niestety nie mam pojęcia co to za typ...

...znany z filmów, jakichś przebłysków z dzieciństwa
oraz kolejki PIKO od śp. Taty

Fotografia znad zalewu (przed dojechaniem do mostu).
Słońce już nisko, ale na tyle wysoko, by świecić. Ciemność to kąt smartfona.

Inaczej niż tutaj, gdzie szaroburość stała się czarna i namacalna,
a poczciwy Samsung J5 pyszczkiem obiektywu próbował złapać resztkę światła.

500+, a do domu niecałe 5 km




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz