Niedobrze się dzieje, gdy kierownicę od klawiatury dzielą duże odległości. Upływa trzy razy więcej dni niż koła przebyły kilometrów i... nagle okazuje się, że za nic w świecie nie chce się pisać o tym, co przecież dopiero tak mocno absorbowało, i przez co narażało się na dalekie od przyjemnych powroty przez las po ciemku. Dobra, bez miauczenia.
S T A R Y M Ł Y N
Aplikacja Google Maps opisuje to miejsce jako Stary Młyn Wodny, w czym, poza wszystkimi wielkimi literami, nie ma niczego dziwnego. Ciekawiej robi się w sekcji komentarzy. Jeden z nich: "Fajne miejsce dla dzieci". Dla niektórych pewnie tak.
Przy tym młynie zatrzymałem się pierwszy raz (inny, oznaczony jako Ruiny Młyna Wodnego, a położony bardzo blisko od tego, pojawił się np. tutaj: Jak to drzewiej bywało). Za młynem, dosłownie 15 metrów dalej, mamy krótki odcinek asfaltowej drogi i stary most. Sam młyn niestety (dla niego lepiej) zamknięty.
Przy tym młynie zatrzymałem się pierwszy raz (inny, oznaczony jako Ruiny Młyna Wodnego, a położony bardzo blisko od tego, pojawił się np. tutaj: Jak to drzewiej bywało). Za młynem, dosłownie 15 metrów dalej, mamy krótki odcinek asfaltowej drogi i stary most. Sam młyn niestety (dla niego lepiej) zamknięty.
M O S T
Zanim go znalazłem, prawie o zmierzchu dotarłem na skraj zalewu. O Jedlni-Letnisku pisałem już tyle razy, że sobie daruję, a wspomnę prawie wyłącznie o konkretach. Lekko zakłopotany patrzyłem w stronę kładki, zastanawiając się, gdzie teraz, gdyż ul. Łąkowej spodziewałem się jakby bliżej wody. Z pomocą przyszedł mi serdeczny mężczyzna, urodzony (jak sam twierdził) w 1945 i dobrze znający cel mej małej wyprawy. Podczas rozmowy (z nim i jego żoną), dowiedziałem się, że okoliczni mieszkańcy nazywają ów most "murowańcem".
Ciekawostka strzelnicza
Jako mały chłopiec strzelał do tego betonu z konstruowanych z kolegami pocisków krótkiego zasięgu. Odpowiednich surowców dostarczała dzieciom bliskość Państwowej Fabryki Prochu i Materiałów Kruszących oraz pokaźna liczba zalegającej po lasach różnokalibrowej broni. Choć urodziłem się praktycznie całe swe życie po tym panu, mógłbym wiele o tym napisać. Postawię jednak przed mordą szlaban – w dzisiejszych czasach, po dość znaczącej zmianie prawa, można mieć nieprzyjemności za samą myśl o niektórych skarbach. Żeby było śmiesznej, raptem tydzień temu kolega opowiadał ciekawą historię o wysadzonym w powietrze chodniku. Też przez dzieci. "Kiedyś to było!"
Miodowe wieści
Pomknąłem w kierunku cmentarza, co nie do końca mi się podobało, bo napatrzywszy się wcześniej na kilka zdjęć z lotu ptaka, koniecznie chciałem znaleźć ulicę Łąkową. A że bywam uparty, to zawróciłem, i tak jak chciałem, tak zrobiłem. Przejechałem przez calutką uliczkę, by odkryć jedynie ule. A gdy patrzyłem na tę pasiekę, rozszczekały się pieski strzegące, a zza jednego z płotów wyszła pani. Nawiązaliśmy rozmowę, a potem przeszliśmy wspólnie mały odcinek wiodący już wprost do mostu. Zostałem też zaproszony do kolejnych odwiedzin – w sprawie książek i pamiątek po wojnie. Miło.
Murowaniec
Nie znam historii tego nieukończonego mostu. Z tego, co usłyszałem od innych, jego budowę zaczęli Niemcy, lecz zrezygnowali z budowy, gdy przegrana na froncie wschodnim była już tylko kwestią czasu. Myślę, że w tym miejscu trzeba wspomnieć m.in. o tym, że na tych terenach, podczas II wojny światowej, znajdował się rozległy poligon szkoleniowy Truppenübungsplatz Mitte Radom, obejmujący obóz pracy dla sowieckich żołnierzy oraz wiele innych obiektów. O części z nich na pewno jeszcze napiszę. Natomiast sam Lager Jedlnia, czyli poligon piechoty i sztab Legionów Wschodnich, był tylko jednym z obozów szkoleniowych, zaś oprócz niego, stosunkowo blisko znajdowały się także: Lager Kruszyna – poligon artyleryjski i dla piechoty, dwa lotniska: Sadków i Piastów, czyli ośrodki szkoleniowe Luftwaffe i spadochroniarzy, poligon w Wolanowie – ośrodek szkoleniowy artylerii przeciwlotniczej, poligon Lisów – ośrodek szkoleniowy Africa Korps, poligon Janików – ośrodek doświadczalny Wunderwaffe, a także poligon Zakrzówek – ośrodek szkoleniowy wartowników.
Po pożegnaniu się z przypadkiem poznaną Panią Przewodnik, pojechałem w stronę wskazanych zarośli, gdzie rzeczywiście, po wejściu na ścieżkę za pierwszą kępą krzaków, znalazłem się na nasypie kolejowym z wiadomych czasów. Idąc, zastanawiałem się, czyimi dokładnie rękami był usypany, bo przecież oczywiste, że nie germańskimi. Tych nie hańbiło strzelanie do bezbronnych kobiet i dzieci. Nie przynosił im ujmy rabunek kur, koni, złota i dzieł całej Europy, ale prace wykonywane osobiście – już owszem. Taki, w historii świata nie pierwszy i nie ostatni, paradoks.
Znalazłem. Dwa kawały betonu. Nic więcej. A radości z odkrycia tyle, ile mam za każdym razem, gdy połączę amatorskie kolarstwo z innymi zainteresowaniami. A tych mi nigdy nie brak. I czy chodzi po prostu o porządne kręcenie, czy o łąkę, las i naturę; czy o sztukę, wiek XIX, za sprawą literatury niegdyś tak miłowany; czy o czasy wojenne – nie ma różnicy. Zawsze mi się chce i sprawia – inną niż wszystko inne – fizyczno-duchową radość.
Pomiędzy dwoma szarymi klocami spokojnie płynie Gzówka (dopływ Pacynki), zwana też Mokrą Rzeką, choć przecież rzeką nie jest, a strugą, czyli "niewielkim ciekiem uchodzącym do rzeki". W zaroślach próbował mnie straszyć mały szpak. Szpaczek. Nie ptak, a ptaszek. A powrót, jak to w moim przypadku jest normą, dość straszny. Jeszcze szybciej, jeszcze ciemniej. W końcu ciemno zupełnie. I chłodniej. I głodniej. Dobranoc!
Po pożegnaniu się z przypadkiem poznaną Panią Przewodnik, pojechałem w stronę wskazanych zarośli, gdzie rzeczywiście, po wejściu na ścieżkę za pierwszą kępą krzaków, znalazłem się na nasypie kolejowym z wiadomych czasów. Idąc, zastanawiałem się, czyimi dokładnie rękami był usypany, bo przecież oczywiste, że nie germańskimi. Tych nie hańbiło strzelanie do bezbronnych kobiet i dzieci. Nie przynosił im ujmy rabunek kur, koni, złota i dzieł całej Europy, ale prace wykonywane osobiście – już owszem. Taki, w historii świata nie pierwszy i nie ostatni, paradoks.
Znalazłem. Dwa kawały betonu. Nic więcej. A radości z odkrycia tyle, ile mam za każdym razem, gdy połączę amatorskie kolarstwo z innymi zainteresowaniami. A tych mi nigdy nie brak. I czy chodzi po prostu o porządne kręcenie, czy o łąkę, las i naturę; czy o sztukę, wiek XIX, za sprawą literatury niegdyś tak miłowany; czy o czasy wojenne – nie ma różnicy. Zawsze mi się chce i sprawia – inną niż wszystko inne – fizyczno-duchową radość.
Pomiędzy dwoma szarymi klocami spokojnie płynie Gzówka (dopływ Pacynki), zwana też Mokrą Rzeką, choć przecież rzeką nie jest, a strugą, czyli "niewielkim ciekiem uchodzącym do rzeki". W zaroślach próbował mnie straszyć mały szpak. Szpaczek. Nie ptak, a ptaszek. A powrót, jak to w moim przypadku jest normą, dość straszny. Jeszcze szybciej, jeszcze ciemniej. W końcu ciemno zupełnie. I chłodniej. I głodniej. Dobranoc!
M.
(02 sierpnia 2019 / Marcin / mtb / 52 km)
PS Zdjęcia na szybko, raz telefonem, raz aparatem, lecz problemem były tak zarośla, jak niedoświetlenie. Wszystko nie tak. Z nagraniem jeszcze gorzej... ale pierwsze koty za płoty, więc mam nadzieję, że z czasem się polepszy. Za poświęcony czas dziękuję.
Mniej więcej tyle widać z drogi. Od kilku lat miałem chęć po prostu się tu zatrzymać.
|
![]() |
Most nad Pacynką , do której wpływa wspomniana w tekście Gzówka.
|
Nie tak jak chciałem, ale nie miałem ani czasu, ani cierpliwości. |
![]() |
Sklepik, w którym z Karolem zatrzymaliśmy się chyba ze sto razy... |
![]() |
Patrząc na mapy, sądziłem, że trzeba koniecznie przez Łąkową... |
![]() |
...i owszem, można, ale jedynie do pasieki i wspomnianej pani. |
Zejście po lewej stronie mostu, już po przejściu długiego nasypu
(tak zapiaszczony, że nawet góralem nie sposób było płynnie jechać).
|
"Murowaniec" |
Struga Gzówka |
Lubię tego typu pojazdy kolei. |
![]() |
Stare wagony również, niestety nie mam pojęcia co to za typ... |
![]() |
...znany z filmów, jakichś przebłysków z dzieciństwa
oraz kolejki PIKO od śp. Taty |
Fotografia znad zalewu (przed dojechaniem do mostu).
Słońce już nisko, ale na tyle wysoko, by świecić. Ciemność to kąt smartfona.
|
![]() |
Inaczej niż tutaj, gdzie szaroburość stała się czarna i namacalna,
a poczciwy Samsung J5 pyszczkiem obiektywu próbował złapać resztkę światła.
|
![]() |
500+, a do domu niecałe 5 km |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz