15.03.2020

Wewnątrz wieży. Dzień w. s. z., cz. IV (15.03.2020)

Cz. I: Kamień Kotarwicki

Cz. II: Cmentarz rozstrzelanych - II

Cz: III: Cmentarz epidemiczny

Pierwsze spotkanie z zamkniętą wieżą: Wieża ciśnień (2017)

Wszystko o sfilmowanym kominie (w 2014 jeszcze mogłem do niego wejść, a teraz jest ogrodzony, a na uprzątniętym terenie znajduje się jakaś baza ciężarówek): Komin z tragiczną historią

Wieżę, którą widać gdzieś niżej na zdjęciach oraz na dołączonym filmie, pierwszy raz zauważyłem, gdy zbliżyłem się do 120-metrowego komina (jest to najpopularniejszy wpis na tym blogu, więc kto mnie czyta, ten wie, o którym mowa). Jednak wtedy wydawało mi się, że nie da się do niej podejść. Lich nie spało, kusiło i podkusiło. Z kolarzówką na ramieniu przedzierałem się przez chaszcze i z rozciętym palcem stanąłem koło wtedy zamkniętej na cztery spusty budowli. Prawie trzy lata później chochlik ciekawości szepnął mi coś w rodzaju: A może jest otwarta? - i kolejny raz, tyle że na góralu, przebrnąłem te same zarośla, by w końcu zirytowany komplikacjami i wpierw wysuszonym, a potem podmokłym terenem, porzucić rower i dalej przejść piechotą. Głos wewnątrz czaszki miał rację. Wieża została pozbawiona wrót, natomiast w ich miejsce zyskała solidny mur. Nie wiem, jakim wandalom udało się wybić w nim wielką dziurę, ale paradoksalnie pozwoliło to mojej niespokojnej, ale nie złodziejskiej i nie rozbójniczej duszy zajrzeć do wnętrza. 

W okolicy panuje tak męcząca cisza, jakiej trudno szukać w nawet naprawdę spokojnych miejscach. O właśnie: niepokój. Tam coś wisi w powietrzu. Nie mam tu na myśli żadnych zjawisk nadprzyrodzonych, choć usterkę mikrofonu pewnie niektórzy tak chcieliby tłumaczyć. To raczej zawiesista niepewność, oczekiwanie na przejaw życia pośród zapomnianej, wielkogabarytowej martwoty. Poza przelatującymi ptakami i kawałkami kruszącej się budowli nie natknąłem się jednak na nic wprawionego w ruch. I bardzo dobrze. Przy okazji gorąco polecam unikanie pobytu tam w bezpośredniej bliskości, zarówno przez widoczne gołym okiem odpadające fragmenty, jak i przygnębiające pustkowie, na którym dochodziło do podpaleń, samobójstw, śmiertelnych wypadków i kto wie, czy jeszcze nie czegoś z haftowanego w trupie główki wachlarza koszmarów istnienia.  

Nie planowałem wejścia do środka. Pokusa była jednak zbyt silna. Nie miałem okazji być w wieży ciśnień. Nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze w jakiejś będę. Wąskimi, krętymi schodami wszedłem na samą górę. Gdyby nie brak deski, podpórki, czegokolwiek na szczycie, pewnie wszedłbym także na poziom ogromnego, przygniatającego rozmiarem zbiornika. A dalej drabinką na jego szczyt...

Przejęcie, dziwny niepokój, wrażenie bycia obserwowanym i myśl, że ktoś albo zaraz tu przyjdzie, albo ukradnie mi pozostawiony ok. sto metrów dalej rower, sprawiły że odpuściłem próbę wejścia na ten najwyższy, ostatni poziom. Zadowoliłem się pobytem pod samym zbiornikiem i wyjściem na mały balkon. Widok imponujący. Z perspektywy czasu żałuję, że nie wdrapałem się dwa metry wyżej. Ponad zbiornikiem znajduje się klapa na dach... Może kiedyś? Pewnie nie.

Po zejściu na sam dół zszedłem na poziom poniżej ziemi, by po chwili przejść przez szczelinę i zmierzać, z głową nabitą wrażeniami, ku swojej czerwonej maszynie. Tej jednak nie było. Po minutach wściekłości przechodzącej w zdenerwowanie, poczułem smutek i rezygnację. Zastanawiałem się, kto, kiedy i skąd mnie obserwował. Jak udało mu się zniknąć z rzucającym się w oczy rowerem, gdy przecież dopiero co zerkałem na okolicę z takiej wysokości? I wtedy zobaczyłem kierownicę. Ramę, koła, siodełko. Odnalazł się! Jak dobrze.

Wracając, zbliżyłem się na moment do komina. Nie da się już do niego podejść, ani wejść do jego smolistego brzucha - wokół wybudowano bazę ciężarówek. Za nią, w miejscu, gdzie wcześniej straszyły resztki zabudowań pracowniczych i wieniec (pamiątka po samobójcy), znajduje się wysuszone słońcem pole. Ciekawe, czy też krzyż i tablica trumienna leżące koło komina, dla upamiętnienia tragicznej śmierci skoczka (link), także wyrzucono na wysypisko. Możliwe. A jednak, choć już częściowo jest tam inaczej, nad terenem wyczuwa się palce zimnej, bezosobowej, a jakby uparcie wpatrującej się w człowieka pustki. Nie czułem tego ani w niemieckich bunkrach, ani w starych pałacach, ani na miejscu drogowych wypadków. Tam niestety tak. 

Marcin

(15.03.2021 / mtb / 61 km / cz. IV)


Specyficzny związek bloku z ratuszową wieżą

Resztki cementowni

Komin, o którym wspomniałem na początku. Spora zmiana...

Polecam film... Akurat tym razem to on lepiej odda atmosferę miejsca


Jak wyżej... a uczucie niesamowite

1853


Marcowy lód w ciekawym miejscu

Dzwonnica z wejściem

A tu wypadałoby zajrzeć osobno, 
bo na nagraniu padła resztka baterii

[napisano: 11.04.2021]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz