W pewien czwartek naszło mnie silne, trudne do opanowania
pragnienie wyjścia na szosę, ale już po godzinie gwarantującej szansę
powrotu przed nastaniem ciemności. I mimo tego, że wystartowałem może
minutę przed godz. 21, była to dobra decyzja, a zawsze miłe sercu
kręcenie zbiegło się z jednym z ładniejszych widoków na niebie. Niestety
jeśli wychodzi się na rower z
telefonem, któremu do śmierci pozostało bodajże 3% baterii, to nie ma co
liczyć na fotorelacje. Jeden przydrożny pstryk, zgon i później
żadnych przystanków. Kilometry błogiego oderwania od wszelkich spraw tego
świata, z kładącymi się do snu wsiami po lewej i prawej stronie baranka.
Umiarkowany wiatr, mały ruch, wysoka średnia odcinka. Polecam każdemu.
Dzień kolejny (a w zasadzie też wieczór i noc) przyniósł mi wiele
sprzecznych, gdzie indziej opisanych wrażeń.
Emocje jasne jak płyn podpisany bianco zmieszały się z migawkami rosso.
Knajpiana łazęga – dziś zbyt przezroczysta, by o niej pisać – zbełtała
się z tekstami T. LOVE i doprowadziła mnie i Karola
do komicznego, dionizyjskiego finału.
Zawsze czujny program Synchronizacji Wszechświata postanowił wyjść naprzeciw pasji stykania się się z dwuśladami nocą, i oto we dwóch, za podszeptem zarejestrowanego w wypożyczalni Karola, nagraliśmy recenzję radomskiego, miejskiego roweru. Żywię nadzieję, że uda się ją odpowiednio złożyć i zaprezentować zanim przypadkiem zniknie (jak np. nieodżałowane nagranie jazdy po zerwanym asfalcie wraz z krewkim komentarzem), tym bardziej jeśli nie mieliście jeszcze okazji prowadzić takiego pojazdu osobiście. A jeśli prowadziliście, to może zechcecie porównać własne wrażenia z naszymi. Prawdopodobnie nastąpi to jutro, bo wczoraj nie pozwolił mi na to nastrój i przegrzewający się laptop, a dzisiaj plany krzyżuje czas. Do usłyszenia.
Zawsze czujny program Synchronizacji Wszechświata postanowił wyjść naprzeciw pasji stykania się się z dwuśladami nocą, i oto we dwóch, za podszeptem zarejestrowanego w wypożyczalni Karola, nagraliśmy recenzję radomskiego, miejskiego roweru. Żywię nadzieję, że uda się ją odpowiednio złożyć i zaprezentować zanim przypadkiem zniknie (jak np. nieodżałowane nagranie jazdy po zerwanym asfalcie wraz z krewkim komentarzem), tym bardziej jeśli nie mieliście jeszcze okazji prowadzić takiego pojazdu osobiście. A jeśli prowadziliście, to może zechcecie porównać własne wrażenia z naszymi. Prawdopodobnie nastąpi to jutro, bo wczoraj nie pozwolił mi na to nastrój i przegrzewający się laptop, a dzisiaj plany krzyżuje czas. Do usłyszenia.
Marcin
(22 czerwca 2017 / M. / szosa)
(22 czerwca 2017 / M. / szosa)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz