22.06.2017

Noc przed nocą (22.06.2017)


W pewien czwartek naszło mnie silne, trudne do opanowania pragnienie wyjścia na szosę, ale już po godzinie gwarantującej szansę powrotu przed nastaniem ciemności. I mimo tego, że wystartowałem może minutę przed godz. 21, była to dobra decyzja, a zawsze miłe sercu kręcenie zbiegło się z jednym z ładniejszych widoków na niebie. Niestety jeśli wychodzi się na rower z telefonem, któremu do śmierci pozostało bodajże 3% baterii, to nie ma co liczyć na fotorelacje. Jeden przydrożny pstryk, zgon i później żadnych przystanków. Kilometry błogiego oderwania od wszelkich spraw tego świata, z kładącymi się do snu wsiami po lewej i prawej stronie baranka. Umiarkowany wiatr, mały ruch, wysoka średnia odcinka. Polecam każdemu.



Dzień kolejny (a w zasadzie też wieczór i noc) przyniósł mi wiele sprzecznych, gdzie indziej opisanych wrażeń. Emocje jasne jak płyn podpisany bianco zmieszały się z migawkami rosso. Knajpiana łazęga dziś zbyt przezroczysta, by o niej pisać zbełtała się z tekstami T. LOVE i doprowadziła mnie i Karola do komicznego, dionizyjskiego finału.

Zawsze czujny program Synchronizacji Wszechświata postanowił wyjść naprzeciw pasji stykania się się z dwuśladami nocą, i oto we dwóch, za podszeptem zarejestrowanego w wypożyczalni Karola, nagraliśmy recenzję radomskiego, miejskiego roweru. Żywię nadzieję, że uda się ją odpowiednio złożyć i zaprezentować zanim przypadkiem zniknie (jak np. nieodżałowane nagranie jazdy po zerwanym asfalcie wraz z krewkim komentarzem), tym bardziej jeśli nie mieliście jeszcze okazji prowadzić takiego pojazdu osobiście. A jeśli prowadziliście, to może zechcecie porównać własne wrażenia z naszymi. Prawdopodobnie nastąpi to jutro, bo wczoraj nie pozwolił mi na to nastrój i przegrzewający się laptop, a dzisiaj plany krzyżuje czas. Do usłyszenia.


Marcin

(22 czerwca 2017 / M. / szosa)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz