Wyczekiwany początek miesiąca zawiódł pod względem synoptycznym, ale miało to i swe dobre strony. Wychodząc z założenia, że czasem trzeba być twardym jak ninja z reklamy, pierwszego maja, pomimo uciążliwego wiatru, przejechaliśmy 61 kilometrów z groszami, natomiast drugiego 50 – niestety także w deszczu. Dzięki asyście kolarza szosowego, który towarzyszył nam w drodze powrotnej, pobiłem własne rekordy tego odcinka.
Deszczyk zacinał, błotko chlapało na twarze, a zimne powietrze rozkosznie chłodziło klaty. Ostatnie 20 kilometrów, po pożegnaniu się z szosowcem, przebyliśmy przy lekkich rozbłyskach słońca. Schnąc szybciej z każdym kilometrem, czuliśmy, że kolejny dzień w siodle, mimo pogody, był dobrym wyborem.
Talent do spotykania ciekawych ludzi nie zawiódł mnie i tym razem. Wąsaty dżentelmen (w sklepie), lustrując napisy na naszych koszulkach, śmiało rozpoczął rozmowę. Fragment nie mojej wymiany zdań z tym panem:
– Jesteście przedstawicielami tych firm?
– Tak. Rowerami dostarczamy rzeczy do sklepów.
Deszczyk zacinał, błotko chlapało na twarze, a zimne powietrze rozkosznie chłodziło klaty. Ostatnie 20 kilometrów, po pożegnaniu się z szosowcem, przebyliśmy przy lekkich rozbłyskach słońca. Schnąc szybciej z każdym kilometrem, czuliśmy, że kolejny dzień w siodle, mimo pogody, był dobrym wyborem.
Talent do spotykania ciekawych ludzi nie zawiódł mnie i tym razem. Wąsaty dżentelmen (w sklepie), lustrując napisy na naszych koszulkach, śmiało rozpoczął rozmowę. Fragment nie mojej wymiany zdań z tym panem:
– Jesteście przedstawicielami tych firm?
– Tak. Rowerami dostarczamy rzeczy do sklepów.
Sprzedawczyni też delikatnie włączała się w rozmowę, a pan wpatrywał się w nas zamglonym wzrokiem, by w końcu podjąć temat kopalni piasku.
M.
(1 i 2 maja 2014 / Ma i Mb: 61 km, Ma i Mb + Ł: 50 km / mtb)
PS Jedynie kilka śmiesznych ujęć, w dodatku nieudanych (z 2 maja), bo czasu nie było, w kółko lał deszcz, a dłonie marzły.