1.06.2014

Koło Iksjona (01.06.2014)


Public domain


Koło Iksjona – męczarnie bez kresu 
(W. Kopaliński, Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych; mitologia grecka)

Po dniach udanych, ale tak niestabilnych pogodowo, że praktycznie z każdego wyjazdu wracaliśmy przemoczeni, zaczęło się pasmo – moich jedynie – rowerowych tragedii. Tak w skrócie:

a) zeszły piątek: guma i ponad pięć kilometrów pieszej wędrówki, w tym niepotrzebnie w stronę kompresora na stacji, gdyż okazało się, że dętka jest rozszarpana niczym bohaterowie tanich horrorów,

b) zeszły poniedziałek: już wieczorem, po wymianie na inną po innym przebiciu, moim oczom ukazał się kolejny, nie mniej dramatyczny flak,

c) szybka podmiana koła na pożyczone od syna (z mniejszą kasetą i pozytywną myślą, że jakoś to będzie) wydawała się być udaną... do chwili, gdy nie mając wyjścia, znów przemierzałem przeklętą ulewę na krótkim dystansie, ale wystarczająco długim, by błoto wlało mi się nawet do serca,

d) objawy zaziębienia i stany podgorączkowe na zmianę z osłabieniem zrodziły pomysł wykorzystania tego czasu na konserwację nie siebie, lecz sprzętu.

Reszta spłodzona przed chwilą, po żałosnym powrocie.

M.

(01.06.2014 / M. / mtb / ok. 12 km)


M. K.
KOŁO IKSJONA

Siedem godzin polerował,
coś rozkręcał, potem psował –
a gdy myślał, że jest na dnie,
to naprawiał zaraz snadnie.

Przy tym sporo się naumiał,
a pod koniec aż się zdumiał –
oto rumak jak z wystawy,
lśniąc zapraszał do zabawy!

Choć powietrza brakowało,
rowerzyście przygód mało,
więc nie bacząc na przestrogę,
postanowił ruszyć w drogę.

Nim odjechał, sklął dwie pompki –
wolałby używać trąbki
słonia albo innej bestii,
by z powietrznej wyjść opresji.

Na stacyję pierwszą wjechał –
pompowania wnet zaniechał,
bo kompresor był zepsuty
i raz psyknął, lecz na buty.

Do stacyjki drugiej przybył,
tam się znów niestety zdziwił –
atmosfery cztery zmieścił,
ale los się z nim nie pieścił...

Wentyl dziwnie błysnął złotem,
by po chwili rąbnąć grzmotem.
I jak hiena wszystko wyło,
bo się całkiem rozkręciło.

Przez sekundę nie dowierzał,
to stał obok, to znów leżał
i przyglądał się usterce –
w coraz większej był udręce.

Ze spokojną jeszcze miną,
„Czym to skleić? Plasteliną?” –
pytał siebie i kamyczkiem,
palcem, drutem i patyczkiem

w trudzie wielkim się ratował.
„Tak nie będziesz mnie traktował!” –
krzyknął, jeszcze „kurwą" rzucił,
i do domu smutny wrócił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz