27.06.2014

Spotkanie u Mikołaja Powały z Taczewa (27.06.2014)



Przygody tego typu lepiej jest wypierać z pamięci. Poświęcanie burakom tych słów też jest błędem, ponieważ może i w miniaturowej formie, ale jednak jakoś ich uwiecznia. Mimo to postanowiłem krótko podzielić się pewnym niemiłym zdarzeniem.

Na rzeczywiście dosyć ruchliwej drodze usłyszałem za sobą przeraźliwie długi klakson. Jechałem szybko, ale idealnie równo, przy samej krawędzi jezdni, i naprawdę jedynie kombajn nie mieściłby się między mną a linią wyznaczającą pasy ruchu. Dźwięk nie ustawał, samochód się nie pojawiał... co wywołało we mnie naturalny lęk, że za ułamek sekundy po prostu mnie potrąci. Jeszcze bardziej zbliżyłem się do prawej strony i zawadziłem o krawężnik. Trochę mną bujnęło, a w chwili największego natężenia emocji ujrzałem źródło przenikliwego sygnału. Oto mijało mnie wyładowane jakimiś worami kombi. Samochód z trzyliterową rejestracją prowadził agresywny, wykrzykujący wulgaryzmy, skrzywiony i wymachujący humanoid. Nie ukrywam, że zdegustowany zarówno klaksonem, jak i wulgarnym słowem tej bordowej postaci, której w gestykulacji trochę pomagał kompan, uległem niskim pobudkom i pokazałem środkowy palec. Wąsata twarz spojrzała najgroźniej, jak umiała, a po chwili ten śmieszny pojazd zniknął mi z oczu.

I choć nikomu nie zajechałem drogi ani nie wykonałem manewru, który mógłby utrudnić poruszanie się "innym uczestnikom ruchu", przeczucie podpowiadało mi, że to nie koniec serdecznego spotkania. Kilka kilometrów dalej wyskoczyły z pobocza dwie spore, karykaturalne sylwetki, ale mnie nie było wtedy do śmiechu. Po krótkiej wymianie uprzejmości i spostrzeżeniu, że żadne tłumaczenia ani krzyki nie pomagają, a natężenie chamstwa wzrosło, uznałem że trzeba zacząć od początku, od niemal policyjnej rekonstrukcji wydarzeń. Nie przyniosło to jednak najmniejszych szans na porozumienie, choć ochłodziło trzy czaszki. Dzięki pedagogicznym predyspozycjom moich instruktorów dowiedziałem się, że jadąc po jezdni naruszyłem przepis drogowy i jeszcze śmiałem ich urazić. Ich, którzy klaksonem dawali mi ojcowskiego klapsa, a słowami: „jak będziesz taki kozak, to cię ciężarówka pierdolnie”, obdarzyli mnie wiedzą jak jeździć i jak żyć. Dyplomacja uchroniła mnie też przed obiecanym połamaniem mi wszystkich palców, zaś po wszystkim pozostał mi niesmak i dla kontrastu ubaw.

Dalsza część trasy normalna. Odwiedziłem m. in. Aeroklub Radomski, a wcześniej jedną z moich ulubionych, małych miejscowości: Taczów. W nim to w roku 1409 doszło do spotkania postaci takich jak: starosta Dobrogost Czarny, rycerz Mszczuj ze Skrzynna (w 1410 zdobył pektorał Ulricha von Jungingena), biskup Mikołaj Trąba (pierwszy prymas w historii Polski), król Władysław Jagiełło i oczywiście rycerz, stolnik krakowski i podkomorzy sandomierski – Powała. Wszyscy wiemy, że Mikołaj Powała z Taczewa zawdzięcza Sienkiewiczowi obecność na kartach Krzyżaków, natomiast sama myśl o tym, że jest się we wsi rodowej naprawdę sławnego rycerza, w dodatku urodzonego jeszcze w wieku XIV, jest miłym uczuciem. Przeciwnym do napotkania zbójców, niestety nie tych z mickiewiczowskiej ballady.

M.

(27.06.2014 / mtb)


 


Na zdjęciach:
  • Taczów
  • spotkanie u Powały
  • drewniane rzeźby i zasłonięty obraz przedstawiający Bitwę pod Grunwaldem
  • dalsza droga i Aeroklub Radomski, a w nim samolot PZL M-18 Dromader

2 komentarze:

  1. Niestety buractwo, to nasza cecha narodowa ...
    też niestety zdarzało mi się spotkać takich yntelygentów,
    ale do rękoczynów póki co nie doszło.
    Jak jestem sam i jest taka akcja jak opisujesz, to od razu dzwonie po gliny.

    Moje obserwacje i przemyślenia weekendowego kolarza,
    profilują morderce rowerzystów jako : kierowca WIEŚWAGENA GOLFa w dieslu.


    OdpowiedzUsuń
  2. Często potwierdzają się te nieprzyjemne stereotypy. Dzięki, że zaglądasz i przy okazji gratuluję bardzo pięknych zdjęć i ciekawych materiałów nie tylko o kolarstwie. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń