23.07.2017

Czy moglibyście mnie popchnąć? (23.07.2017)


Miało być nic, a wyszło 53 i jeszcze udało się zdążyć przed deszczem. Jedynym godnym odnotowania wydarzeniem, na chwilę wybijającym z dzisiejszego rytmu, było napotkanie mocno zakłopotanej kobiety. Stała pośród lasu, sama, w spódnicy w czerwone paski, obok wiśniowego roweru. Stała w miejscu ciemnym, raczej nieprzyjemnym. Stała i zerkała. A to na swój pojazd, a to na nas – skupionych, srogich i tak twardych, jak twardą może być tylko tablica przed wjazdem do wsi Kamienna Wola. A było pod górkę.


Nasze spojrzenia spotkały się, przełamały lody i po chwili pozwoliły zaspokoić człowieczą ciekawość. A mówiąc po ludzku: zwolniłem i grzecznie zapytałem, czy coś się stało, oferując ewentualną pomoc.

PANI: Nie, w porządku, ale moglibyście mnie trochę popchnąć?

JA: Myślałem, że spadł pani łańcuch albo że to guma...

PANI: Nie, nie. Ale ze dwa lata nie jeździłam i ciężko mi ruszyć. Jakbyście mnie tak przytrzymali...


A że gdy ktoś potrzebuje pomocy, to nie wypada jej nie udzielić, zaczęliśmy rozpędzać niedzielną rowerzystkę. Przy pierwszej próbie prawie wpadła do rowu. Przy drugiej była o włos od grzmotnięcia o asfalt. Trzecia okazała się być zwycięska. Na niedopompowanych kołach, ale z uśmiechem na twarzy i szczerą chęcią pokonania wzniesienia, powoli zaczęła wspinać się w górę, do domu. Pożegnaliśmy się i pomknęliśmy dalej.

Nogi już tak skatowane, że na kolarzówkę wsiądę nie wcześniej niż... za kilka dni.


M.

(23.07.2017 / Karol i Marcin / szosa / 53 km)


Radom - Janiszew - E77 w stronę Warszawy - Jastrzębia - Bartodzieje - Olszowa.
Powrót m. in. przez Kozłów, Nową i Starą Wolę Gołębiowską oraz Brzustówkę,
a więc jeden z naszych treningowych klasyków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz