Serdeczne 113 kilometrów ze wspinaczką i zjazdem w Hucisku, do którego przywiało nas pierwszy raz od czasów rowerów górskich. Sympatyczny przystanek w Muzeum Techniki w Chlewiskach, lecz niestety nadal nie wewnątrz (nadrobimy). I w zasadzie centralny punkt wydarzeń: postój na przystanku. Konsumpcja kremowych ciast polecanych przez panią sklepikarkę z marketu obok, arbuza wycenionego na pięćdziesiąt groszy i niezdrowej coca-coli z wymownym napisem "W nieznane".
Po
części tak było, bo niby tereny znajome, ale trasy wybierane
spontanicznie. Natrafiliśmy na wsie wyglądające jak sprzed co najmniej
pół wieku. Dowiedzieliśmy się, że odbędzie się wspaniały koncert
disco-polo z bonusową mszą za artystów. Patrzyliśmy na dziewczynę od
stóp do głów różowiutką, stojącą kilka metrów od przystanku, w lekkim
napięciu wyczekującą rycerza z czarnego Opla. Karol nieznacznie ją
wskazał i szepnął zmęczonym głosem: "o, różowa pantera". Zerkaliśmy też
na mozolny proces odmulania zbiornika wodnego w Szydłowcu. Powrót
kolejny raz był szalony, czasowo tak aby na styk i ciut ponad siły...
czyli idealnie.
Więcej na fotografiach.
M.
(7 lipca 2017 / Marcin i Karol / szosa / 113 km)
W nieznane
Pisiont groszy
"Podczas imprezy zostanie odprawiona modlitwa za artystów"
Wyżej: piece i zabudowania w Muzeum Techniki
Słaba, osłabiająca produkcja filmowa pt. "Osłabłem":
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz