27.07.2017

Ruiny wieży ciśnień w Bliżynie (27.07.2017)


 

Co można zrobić, gdy ma się cztery wolne godziny pomiędzy spacerami z pieskiem oraz pierwszą i drugą częścią gotowanego obiadu? Oczywiście wyjść na rower. Tak się ciekawie złożyło, że obydwaj, bez żadnej konsultacji, planowaliśmy odwiedzić np. Bodzentyn lub Bliżyn. Z braku czasu wybraliśmy tę ostatnią, trochę bliższą miejscowość (nazwa zobowiązuje).

Droga wiodła m. in. przez Grzybową Górę i Skarżysko-Kamienną, w której idiotyzm pewnego kierowcy sięgnął granic nieprzyzwoitości. Facetowi udało się pokonać nawet tego bałwana, który dziś rano, gdy ja też prowadziłem puszkę, próbował mnie wyprzedzić (co było bezsensowne, bo przede mną toczyły się ze trzy auta, a kawałek dalej świeciło czerwone) i miotał się od krawężnika do środkowego pasa. Jak jadowity wąż lub zwierz wściekły, taki co z mordą wykrzywioną, z psychiką pogiętą, i żądzą zwycięstwa w śmiesznym wyścigu (od przejścia dla pieszych do świateł) przemierza uliczne knieje. Wielki pan. Obwąchiwacz zadów innych aut ryjem własnego dupowozu.

Wreszcie Bliżyn. Wieś w woj. świętokrzyskim, w której zwraca uwagę maleńki, drewniany kościół z roku 1818 (ciekawe, kręcone schody na zewnątrz), a także podobno ruiny stalowni. Po zasięgnięciu języka u pewnej pani, pana, ich córki i rozszczekanego burka, dotarliśmy na miejsce.

Bardzo lubię, gdy nasze wyprawy nie ograniczają się do samego kręcenia, ale zawierają w sobie aspekt nagrody. Może nią być widok, zabytek, ciekawa rozmowa z kimś obcym, spojrzenie mijanej kobiety (ale tak powabne, że człowiek czuje się, cytując Karola, jakby dostał "plus dwadzieścia do samopoczucia"). Może to być cokolwiek i ktokolwiek (no prawie). Ale czy dobrą nagrodą – na dystansie 115 km pomiędzy garnkiem a patelnią – są ruiny wieży ciśnień? Oceńcie sami. Ja czułem lekki zawód, który wynagrodziła mi droga do domu i uśmiech pieska, witającego mnie serdecznym piskiem w drzwiach. I łapką. Z wyrzutem w oczach.

A powrót był szybki, z zachwycającymi zjazdami. W niektórych miejscach, przy lekkim wysiłku, sunęliśmy powyżej 45-50 km/h i chciało się więcej, dłużej, dalej. Byłbym zapomniał... była też wizyta w naszej ulubionej, szydłowieckiej lodziarni Prima Vera oraz krótka chwila spędzona na pogawędce z napotkanym obok młodziutkim kolarzem (na szosówce w rozmiarze dla dzieci i nastolatków). No i na trasie mijała nas pani kolarz – z warkoczem. Miły dzień, miła trasa, miłych snów życzę sobie i Wam.

M.

(27.07.2017 / Karol i Marcin / szosa / 115 km)

PS Na blogu trwają drobne prace konserwacyjne, ale jeszcze latem będzie on uzupełniony. Jak bidon.


Trasa:

Radom - Kowala - Ruda Wielka - Wierzbica - Jagodne - Grzybowa Góra - Skarżysko-Kamienna - Bugaj - Wołów - Bliżyn - Ubyszów - Majdów - Szydłowiec - Orońsko - Radom





Scena przed lodziarnią Prima Vera w Szydłowcu.
Właśnie doczytałem, że Norbi też skosztował miętowych:
Echo Dnia - Lodziarnia Prima Vera. To naprawdę niezwykłe! ;)


  
Karol na łuku przed przejazdem kolejowym


Karoseriolfie


Pełny Bidon

 
Lody w ciastku z belgijską czekoladą. Bardzo dobre

 
 
Kościół z 1818 r.

  



Trzy powyższe: Ruiny wieży ciśnień w Bliżynie.
Resztka ruin stalowni

Rynek w Szydłowcu

 
Wskazówka jak dojechać do Huciska

 
Słoneczny Posterunek

Taka tablica powinna stać zaraz za każdym
z przejść granicznych prowadzących do Polski


Trochę skołowany M.

Cała droga to objazdy i remonty. Może
z czasem tablice takie jak wyżej się zdezaktualizują


Minuty przed końcem 

Zapraszamy też, jak kiedyś, na przywrócony fanpage na durnowatym facebooku: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz