15.07.2017

Koci kolarze (15.07.2017)



Po wczorajszej srogiej prawie stówce (bez pięciu, ale po świętokrzyskim) czuliśmy się tak zniszczeni, że postanowiliśmy leczyć się w taki sposób, w jaki pijacy proponują wszystkim wyczerpanym walką z kacem. Wyszliśmy więc tylko po to, aby "rozruszać masę mięśniową" [cytat z tegorocznego Tour de France], ale nie mogło być zbyt spokojne. Oto po raz kolejny spotkaliśmy kotka. Siedział w rowie i zerkał. Obejrzeliśmy się za nim, a Karol – jak przystało na kociego tatę i faceta kociej mamy – jęknął boleśnie i postanowił, że dobrze, pokonamy planowaną trasę, ale później sprawdzimy czy smętny kot nadal tkwi w smętnym miejscu. Oczywiście tkwił.

No i zabrał się z nami. Pierwszy kot, dokładnie dwa lata temu (sic!), przyjechał prawie spod Kielc i wabi się Bidon (pełna historia tutaj: Kot Bidon), a ten prawdopodobnie zostanie Wentylem. Chętnych do przygarnięcia prosimy o kontakt.

M.

PS To jednak kociczka.

(15 lipca 2017 / Karol i Marcin / szosa)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz